Uzdrowienie w Baku

Od lat pracuję na statku, który ma swój port macierzysty w Baku. Utrzymuję przyjacielskie relacje z wieloma Azerami. W wolnych chwilach rozmawiamy na różne tematy, niedawno dotknęliśmy tematu naszego Papieża Karola Wojtyły. Podjął go właśnie Azer, mój zastępca, starszy mechanik Ali Alekperov. Stwierdził, że nasz Papież uzdrowił jego ojca.
 
Miało to miejsce podczas wizyty Ojca Świętego trzy lata temu w Baku, kiedy spotkał się z chrześcijańskimi mieszkańcami w hali sportowej stadionu. Pan Ashum jest sędziwym człowiekiem i przeżył w ostatnich latach dwa wylewy, wywołujące okresowe paraliże. Poruszał się z dużym trudem o lasce i z pomocą opiekunów. W takim stanie przybył na owo spotkanie. Nasz Papież w tym czasie również poruszał się z widocznym trudem i w trakcie spotkania pozostawała właściwie cały czas w przygotowanym dla niego fotelu.
 
Po wygłoszeniu homilii wzrok Ojca Świętego padł właśnie na siedzącego skromnie z laską na krześle w pierwszym rzędzie Ashuma. Jan Paweł II zwrócił na niego uwagę i uczynił gest przyzywający go do siebie. W pierwszym momencie Ashum sądził, że chodzi o kogoś, kto stoi za nim. Rozglądnął się wokół, ale wszyscy wskazywali, że to on ma podejść do Papieża. Podszedł niepewnie i jako pierwszy przyjął z rąk Dostojnego Gościa Komunię Świętą. Przeżył to mocno. Od razu poczuł przypływ sił. Potem z przekonaniem stwierdził, że doznał uzdrowienia... Najlepszym tego potwierdzeniem jest fakt, że ten przygnębiony, niemający przedtem wielkiej nadziei na swą przyszłość, stary i chory człowiek nabrał chęci do życia.
 
Obecnie porusza się ze sprawnością, a laskę bierze ze sobą tylko za wszelki wypadek. Jest głęboko przekonany o tym, że Jan Paweł II przywrócił go do życia. Przekonani o tym są także jego rodzina i znajomi. Powyższą relację przekazał mi Ali Alekperov - obywatel Azerbejdżanu, starszy mechanik na statku "Gultekin Askerova" i po przetłumaczeniu list podpisał.
 
Marek Wiewiórkowski, Morze Kaspijskie
 
 
W: Wielka Księga Cudów Jana Pawła II, Kraków 2010.

Jan Paweł II z pewnością czuwa nad aktorami

Nasz 36-letnia córka przez 15 lat była aktorką. Powołanie do tego zawodu wykazywała już od dzieciństwa, ale zamiast powoli dojrzewać do swoich decyzji, zaczeła odczuwaćl strach przed wszystkim. Odsunęła się kompletnie od przyjaciół, w domu zaczęły się awantury i kłótnie, jednym słowem - piekło. Ten stan psychiczny był tak nie do zniesienia, że postanowiliśmy się zwrócić do psychoanalityka. Po roku nic się nie zmieniło, nasza córka była nadal agresywna, nie podpisywała żadnych kontraktów.
 
Po śmierci Jana Pawła II mój mąż powiedział: "Teraz, kiedy Papież jest wśród świętych, możemy prosić go o pomoc". Z dnia na dzień nasza córka zmieniała sie... Zostawiła teatr, zajęłą się edytorstwem, zapisała się do klubu sportowego, znalazła przyjaciół, odzyskała wiarę w swoje siły, pogodziła się z rodziną. Ta transformacja jest niewytłumaczalnym cudem. Dlaczego przyznać ją zasłudze Jana Pawła II? Bo również On chciał zostać aktorem i z pewnością czuwa nad aktorami, którzy mimo brutalnego świata spektaklu pozostali czystymi i szczerymi ludźmi. Jestem przekonana, że Jego ojcowskie spojrzenie towarzyszy im, rozumie ich i czuwa, by nasza córka, kroczyła uczciwą drogą, a świat teatru był pełen wartości chrześcijańskich.
 
A.M. Francja
 
W: Wielka Księga Cudów Jana Pawła II, Kraków 2010.

Modliłam się za Kubicę

Podczas transmisji telewizyjnej wyścigów Formuły 1, kiedy zobaczyłem przerażający wypadek Kubicy, widząc, że jest on Polakiem, jak i Jan Paweł II, całym sercem prosiłam Papieża o pomoc, spoglądając na Jego zdjęcie... W wiadomościach podano, że Kubica wyszedł cało z wypadku i że jest czcicielem Jana Pawła II. Nie wiedziałam tego, ale Ojciec Święty pewnie tak...
 
Wybaczcie mi, że pozwoliłam sobie szczerze opowiedzieć o moich emocjach, być może nie jest to żaden cud, ale kiedy otworzyłam moją pocztę internetową, nie potrafiłam się powstrzymać, by do Was nie napisać. Wkrótce znowu do Was napiszę, by opowiedzieć o wydarzniu świadczącym o wielkości "Ojca Karola", którego właśnie tak lubię nazywać, zwłaszcza, że i On, i mój rodzony ojciec odeszli z tego świata właściwie razem.
 
Tommasa, Włochy

Matka Boska i Jej Syn wysłuchali próśb Jana Pawła II

Moja synowa Eugenia leżała w szpitalu po ciężkiej operacji nerek. Była w tak beznadziejnym stanie, że nie poznawała już nawet swoich najbliższych. Prosiłam więc w modlitwie naszego Papieża o Jego wstawiennictwo, by dobry Bóg i Matka Najświętsza uleczyli ją, ugasili gorączkę.
 
Kiedy Eugenia się obudziła, na jej łóżku był położony obrazek z nazwiskiem księdza, który udzielił jej sakramentu chorych. Stan mojej synowej poprawił się, wstała... Niewytłumaczalne jednak wydaje mi się to, że przecież nikt nie wzywał tego kapłana.
 
Syn mój nie należy do wierzących i sam był zdziwiony. Ja natomiast nie mam żadnych wątpliwości, że to Matka Boska i jej Syn wysłuchali próśb Jana Pawła II i zadbali o to, by leczyli nie tylko ciało Eugenii, ale także jej ducha.
 
 
W: Wielka Księga Cudów Jana Pawła II, Kraków 2010.

Ja modliłam się tu, a moja siostra tam, w Afryce

Siostra obwieściła mi wiadomość, że mama wstała, a kiedy zaczęła chodzić powiedziała: "Jestem uzdrowiona".
 
Dziękujuę Janowi Pawłowi II za łaskę, której udzielił mojej mamie i wujkowi. Lekarze byli już bezsilni. Wujek był operowany, a mama już nie przyjmowała pokarmów. Zostały z niej skóra i kości, nie potrafiła siedzieć, mówić. Moja siostra była tam przy nich, w Eritrea, a ja tu, w Rzymie. Poszłam na grób Papieża i tam rozpłakałam się. Ja modliłam się tu, a moja siostra tam, w Afryce. Jakiś czas później zadzwoniłam do nich. Siostra obwieściła mi wiadomość, że mama wstała, a kiedy zaczęła chodzić powiedziała: "Jestem uzdrowiona".
 
Dzisiaj moja mama opiekuje się swoimi wnukami, a wujek pracuje w polu. Pojechałam ich odwiedzić i zawiozłam im zdjęcia Jana Pawła II. Mama wraz z grupą modlitewną prowadzi różaniec w małej kapliczce z trzciny, którą przygotował ojciec.
 
Barentu, Afryka
 
 
W: Wielka Księga Cudów Jana Pawła II, Kraków 2010.

Uwolnił mnie z samotności

Wiem, że moje świadectwo to tylko kropla w oceanie, ale dla mnie jest ważne, aby przedstawić fakt, że Jan Paweł II uwolnił mnie z despracji, samotności i strachu i pomógł mi odpowiedzieć na głos Pana.
 
Nigdy nie spotkałem się z Janem Pawłe II, mimo to był zawsze obecny w moim życiu. Każde Jego słowo rozbrzmiewa w moim sercu, modlę się do Niego codziennie, aby mnie prowadził. Czuję Jego obecność; wiem, że czuwa nade mną, że żyje wśród nas. Kiedy byłem młodszy, popadłem w depresję.
 
Nie mylę Karola Wojtyły z Panem Bogiem! Dla nas, młodych, był przewodnikiem i ojcem. Obdarzył nas zaufaniem i za to Go kochamy. Kiedy inni narzekali na młodzież, On otaczał nas swoim optymizmem!
 
Astrid, Francja
 
 
W: Wielka Księga Cudów Jana Pawła II, Kraków 2010.

Spotkanie z Papieżem odmieniło moje życie

Jestem studentem I roku teologii na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, mam 22 lata, mieszkam w Łaziskach Górnych.
 
Od urodzenia mam sparaliżowane kończyny górne i dolne, poruszać się mogę jedynie za pomocą wózka inwalidzkiego. Kiedy miałem 6 lat, orzeczenie psychologa z poradni w Miłołowie skierowało mnie jedynie do szkoły życia. Moi rodzice zaczęli walczyć o możliwość mojej dalszej nauki, towarzysząc mi codziennie w drodze do szkoły, uczestnicząc w zajęciach.
 
Jako 12-latek w 1993 r. pojechałem na Pielgrzymkę Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych "Białe Misie" do Rzymu. Rodziców nie było stać na taki wydatek, dlatego opiekę nade mną sprawowała p. dr Halina i wolontariusze Józefa z synem Jasiem. Musieli mnie przewijać, ubierać, myć, wnosić na rękach do autobusu lub popychać mój inwalidzki wózek. Moi rodzice wierzyli, że spotkanie z Papieżem, odmieni moje życie. Kiedy oczekiwaliśmy na Ojca Świętego w Bazylice św. Piotra, nagle zrobiło mi się słabo. Otrzymałem potrzebną pomoc i lekarstwa od pani doktor. Potem niewiele pamiętam, tylko przywiezione zdjęcia przypominają mi, że uścisnął mnie Ojciec Święty. Od tamtego czasu ukończyłem szkołę podstawową, zdałem maturę, zdobyłem Międzynarodowy Certyfikat Komputerowy i zapragnąłem pomagać takim ludziom jak ja.
 
Obecnie uczęszczam na Uniwersytet Śląski, gdzie znalazłem się w pierwszej szóstce studentów z dobrymi wynikami w nauce. W przyszłości pragne zostać katechetą dla niepełnosprawnych. To za sprawą Karola Wojtyły, który odmienił moje życie.
 
Marcin, Łaziska Górne
 
W: Wielka Księga Cudów Jana Pawła II, Kraków 2010.

Uratowałeś życie naszemu synowi

Wydawało się, że nasze życie powoli wróci do normy, ale w kwietniu 2004 roku zdjęcia RTG ujawniły przerzut do płuc.
 
Jesteśmy zwykłą katolicką rodziną, jest nas pięcioro: żona, ja i trójka kochanych dzieci: 15-letni bliźniacy i rok młodsza córka. Mieszkamy koło Bielsko-Białej i Żywca. Pisząc to świadectwo, jestem z jednym z moich synów D. w Warszawie na oddziale onkologii w Centrum Zdrowia Dziecka. Jutro wracamy do domu po jego długiej chorobie. Oto nasza historia...
 
28 kwietnia 2003 r. po dokładnych badaniach syna postawiono mu pierwszą diagnozę... tzw. guz nerki Wilmsa, dużych rozmiarów i nieoperacyjny. Zostaliśmy skierowani do Centrum Zdrowia Matki i Dziecka w Katowicach-Ligocie; zaczęło się leczenie chemioterapią, które pozwoliło doprowadzić do, jak się później okazało, pierwszej operacji, podczas której usunięto guza razem z nerką. Chemioterapia, potem radioterapia; badania histopatologiczne wykazały guza złośliwego IV stopnia. Leczenie trwało do maja 2003 roku.
 
Wydawało się, że nasze życie powoli wróci do normy, ale w kwietnia 2004 roku zjęcia RTG ujawniły przerzut do płuc. Kolejna chemioterapia, powikłania, operacja płuc - niestety nieudana... Kolejny szpital, kolejny oddział... Wynik badania wycinka wykazał znowu guza złośliwego. Nerka naszego synka, osłabiona leczeniem, coraz gorzej pracowała, wyniki prześwietleń na szczęście były zadowalające i lekarze odstąpili od zaplanowanych wcześniej dwóch ostatnich cykli chemioterapii. Był luty 2005 roku. Zapanowaliśmy wakacje, ale jeździliśmy na comiesięczne kontrole. W lipcu pojawiła się kolejny przerzut, tym razem do śródpiersia. Guz rozpanoszył się na dobre i zaczął gwałtownie rosnąć. Plany wakacyjne i normalne życie przestały istnieć. Na 8 sierpnia zaplanowano biopsję ze śródpiersia, która miała pomóc w zaplanowaniu dalszego leczenia. Zabieg miał się odbyć około południa, niestety guz rósł w takim tempie, że stan stał się krytyczny.Syn nasz miał kłopoty z oddychaniem, zabieg przekształcił się w operację trwającą cztery godziny... D. przestał jeść, chodzić. Karmiony był tylko workiem żywieniowym z kroplówki, a guz osiągnął wymiary 10/14 centymetrów. Na próbę nowoczesnej chemii ze StanówZjednoczonych organizm D. zareagował silnym wstrząsem...
 
Cały czas opisuję tylko sprawy medyczne, nie wspomniałem nic o wierze i modlitwie. Jaka ona była? Być może za słaba, bez przekonania albo za mało ufna. Modliliśmy sie w wielu miejscach i wiem, że wielu ludzi modliło się za D. i za nas. Chciałbym wspomnieć ks. dziekana Stanisława z parafii w Buczkowicach i ks. prob. Kazimierza z rektoratu w Kalnej. Być może ta modlitwa i częste sny o ukochanym Ojcu Świętym Janie Pawle II pozwoliły nam z wielką wiarą podjąć decyzję o pielgrzymce do grobu naszego Papieża.
 
Pomimo że D. jakby pogodził się ze swoim losem, bo powtarzał, że chce spokojnie umrzeć i spotkać się ze zmarłym kilka lat temu dziadkiem, na naszą propozycję wyjazdu do Rzymu odpowiedział: "Ale ja nie mam tyle wiary". Przekonaliśmy go, że właśnie po nią musi tam pojechać.
 
Rozpoczęliśmy gorączkowe przygotowania do wyjazdu. D. jechał, leżąc, gdyż siedzenie było dla niego za trudne. Zatrzymaliśmy się w Padwie u Świętego Antoniego i ruszyliśmy dalej do Rzymu.
 
Przy grobie Papieża byliśmy o 17.40, tuż przed zamknięciem. Było pustawo i mieliśmy możliwość uklęknąć i dłużej się pomodlić. Oboje z żoną stwierdziliśmy później, że była to modlitwa inna niż do tej pory. Prosiliśmy naszego Ojca Świętego o wstawiennictwo u Boga, o cud uzdrowienia D., ale pierwszy raz w życiu potrafiliśmy z wiarą i ufnością powiedzieć Bogu Ojcu: "Bądź wola Twoja"... Poczuliśmy się jakoś dziwnie; nie potrafię tego opisać. Coś się w nas stało, przeniknęła nas jakas dziwna siła ciepła, ufności i niespotykanego spokoju i, co najważniejsze, pozostała ona do dziś. W naszym domu pojawiła się codzienna modlitwa, a w naszych rękach często różaniec.
 
Z bazyliki wracaliśmy jacyś inni, dziękowaliśmy Bogu za to, że mogliśmy się tak modlić. Następnego dnia rano, po śniadamiu pojechaliśmy jeszcze raz na grób naszego Ojca Świętego. Nie wiedzieliśmy, jak się modlić, więc i prosiliśmy, i dziękowaliśmy. Potem zwiedzaliśmy Rzym i nasz syn chodził razem z nami o własnych siłach!
 
5 września stawiliśmy się w Centrum Zdrowia na zaplanowaną chemioterapię. D. zameldował się w szpitalu uśmiechnięty, opalony i na własnych nogach. Wykonano prześwietlenie i tu stała się rzecz nieprawdopodobna. Wynik brzmiał:
Guz prawie w całości wchłonięty! Jutro wracamy do domu po skończonej chemioterapii i planujemy wrócić na grób Jana Pawła II, by wyrazić naszą niewypowiedzianą wdzięczność za uratowania życia naszemu synowi i za wiarę!
 
Lucyna i Mirosław
 
 
W: Świadectwa cudów Jana Pawła II, Warszawa 2011.

Filmy o Janie Pawle II

1/ Jan Paweł II człowiek, który zmienił świat: http://www.youtube.com/watch?v=fP31wc3v04s

2/ Karol - człowiek, który został papieżem: http://www.youtube.com/watch?v=pxfRhZ0307E&feature=related

3/ Karol - papież, który pozostał człowiekiem, cz. 1: http://www.youtube.com/watch?v=qPx4KiFmgso&feature=related

Karol - papież, który pozostał człowiekiem, cz. 2: http://www.youtube.com/watch?v=Y44BBeVzu3s&feature=relmfu

Kibice wiązali wspólnie szaliki

Oglądalam każdy program telewizyjny o Ojcu Świętym i doszła do wniosku, że jeśli ludzie stali się lepsi chociaż na jakiś czas, to już bardzo wiele.
 
Nie była nigdy w Watynie, nie widziałam Ojca Świętego na żywo, jednak patrząc na Jego oblicze na zdjęciach czy w telewizji, postrzegałam inaczej świat, dusza moja była leczona. Życzliwość i ciepło, jakie emanowały od Ojca Świętego, były gwarancją dobroci, wręcz balsamicznego ukojenia. Człowiek nie może żyć w stresie; człowiek musi mieć nauczyciela, przewodnika, patrona, lekarza w jednej osobie... Wtedy żyje lepiej, jest napełniony energią, jest potrzebny innym.
 
Oglądałam każdy program telewizyjny o Ojcu Świętym i doszła do wniosku, że jeśli ludzie stali się lepsi chociaż na jakiś czas, to już bardzo wiele. Dzisiajszy świat, brnąc do przodu, zapomina o sprawach duchowych. Kibice wiżali wspólnie szaliki. Ludzie stali w blasku świec, patrząc na siebie z miłością, wsłuchujac się w każde słowo o Ojcu Świętym. Ludzi zjednoczył Ojciec Święty.
 
Krystyna, Zielona Góra
 
 
W: Świadectwa cudów Jana Pawła II, Warszawa 2011.

Chłopiec przebudził się po 9 dniach

W niewielkim Zbarzewie - dekanat święciechowski - oddalnym od Leszna 15 km, Maria i ADam po trzynastu latach małżeństwa otrzymali syna. W podzięce Bogu nadali mu imię Karol, na cześć Ojca Świętego Jana Pawła II, i polecili syna opiece Papieża.
 
Karol nie wyróżnia się niczym na tle innych chłopców. Poza ostatnim leczeniem w 2005 roku raz tylko przebywa w szpitalu, gdy ma 6 lat. Jest dzieckiem bezproblemowym, statecznym, spokojnym, ułożonym, myślącym ponad swój wiek, umie się wypowiadać. Taką opinią cieszy się u nauczycieli, psychologów, rodziców. W domu i na terenie posesji lubi naprawiać i majsterkować. Nie stroni od kolegów. Lekarze ostatnio dołączyli kolejny przymiot - rozumie i cierpliwie przyjmuje cierpienia. Choroba chłopca uaktywniła się wiosną ubiegłego roku. Rozpoznano anemię i żółtaczkę. Chłopiec słabł, tracił przytomność. Założono mu maskę tlenową, utrzymywała się gorączka. Po tygodniu umierającego Karola przewieziono do Poznania. Kolejna seria badań.Tymczasem płuca zalewały się krwią, prawdopodobnie pękło małe naczynie włosowate.
 
Po następnych szesnastu dniach Karol otrzymuje sakramenty z rąk kapelana szpitalnego, zostaje duchowo przygotowany na ... przejście. Rodzice zostają poinformowani, że z powodu coraz mniej wyczuwalnego tętna i coraz wolniejszej poracy serca trzeba chłopca intugować. Nie wiadomo, czy się obudzi. "Wszystko w rękach najwyżzego Boga" - stwierdzają lekarze. "Niech w parafii się modlą, myśmy z naszej strony zrobili wszystko" - dodaje pani ordynator.
 
Wraz z parafianami kierowałem ku Bogu nieustający szturm modlitw, każdy na swój możliwy sposób starał się łączyć z cierpiącym Karolem i jego rodzicami. Cała parafia zna Karola. Odrpawiono wiele mszy świętych, odmawiano również modlitwę o cud powrotu do życia przez wstawiennictwo sługi Bożego Jana Pawła II.
I stał się cud...
 
Chłopiec przebudził się po 9 dniach, a pierwszym słowem, jakie wypowiedział, było "mama", bo cały czas była ona przy nim. Pani ordynator prosiła, by mówić do chłopca w dzień i w nocy. Choć aparatura zastępuje procesy życiowe i chłopiec śpi, to jednak słyszy głos bliskich osób. Kolejne badania wykazały wadę serca. Przeprowadzno operację. Chłopcu zalecono dietę bezglutenową i bezmleczną. Jak mówi pani ordynator, to choroba rzadko spotykana; w jej dwudziestoletniej pracy był do dopiero piąty przypadek.
 
Przybyłem do szpitala i ujrzałem Karola walczącego z chorobą. Na znak, że mnie rozpoznaje, słyszy i rozumie, lekko ścisnął mi palec ręki. Zacząłem: "Wrócisz, wrócisz do domu i do rodziców i będziesz jeszcze ministrantem, będziesz służył Chrystusowi i mi pomagał.... Odprawimy msze dziękczynne i napiszemy rozdział do książki o cudach zdziałanych przez Boga za wstawiennictwem sługi Bożego Jana Pawła II".
 
W imieniu rodziców Karola i swoim własnym pragnę podziękować służbie zdrowia, szczególnie pani ordynator w Poznaniu, za pełną oddania służbę ratowania młodego życia. Parafianom za otwarte serca i oddaną kres, zamówione msze święte, obecność w kościele, modlitwę. Bóg zapłać.
 
Ksiądz proboszcz i rodzice
 
 
W: Świadectwa cudów Jana Pawła II, Warszawa 2011.

Uzdrowienia z Polski

Pośród przypadków uzdrowień za wstawiennictwem Papieża są również liczne dotyczące mieszkańców Polski. Jednym z nich jest sprawa Wojtka Rudnickiego z Borowej w Małopolsce. Wojtek w wieku 10 lat zachorował na raka. Przez rok leżał w szpitalu, lekarze walczyli o jego życie. Chłopiec i jego rodzice wytrwale modlili się o zdrowie za wstawiennictwem Jana Pawła II. I stal się cud - chłopiec całkowicie wyzdrowiał.
 
Inny głośny cud wydarzył się w Częstochowie. Kobieta, oczekująca przyjścia na świat trzeciego dziecka, została poinformowana przez lekarzy, że mająca się urodzić dziewczynka cierpi na hipertrofię asymetryczną: nie ma nerek ani pęcherza i w związku z tym nie będzie mogłą żyć poza organizmem matki. Kobieta modliła się o życia dla córki i kładąc na brzuchu obrazek z Janem Pawłem II, prosiła Papieża o wstawiennictwo. Po porodzie okazało się, że malutka Gloria Maria, bo takie nadano jej imiona, wbrew temu, na co wskazywał obraz z USG, ma pęcherz i nerkę, dzięki czemu będzie mogła samodzielnie żyć. Mimo bardzo niskiej wagi urodzeniowej, dziecko przeżyło i rozwija się normalnie. Ten przypadek jako spełniający wszelkie wymogi konieczne dla dowiedzenia cudu została włączony do dokumentów beatyfikacyjnych.
 
 
W: Jan Paweł II, nasz święty, Warszawa 2011.

Białaczka ustąpiła

W 2002 roku miał miejsce inny niewytłumaczalny medycznie przypadek uzdrowienia. Tym razem dotyczył 16 - letniej Włoszki Angeli Baroni, chorej na wyjątkowo złośliwą odmianę białaczki. Dziewczyna przeszła przeszczep szpiku, który jednak nie przyniósł spodziewanej poprawy. Jej rodzice, którym lekarze nie dawali już nadziei na wyleczenie czy choćby oddalenie widma śmierci ich ślicznej córki, widzieli ratunek jedynie w specjalnym błogosławieństwie Ojca Świętego. Na audiencji dziewczynkę przywieziono na wózku przed oblicze Papieża. Była tak słaba, że nie mogła już poruszać się o własnych siłach. Papież jak zwykle w takich przypadkach z wielką troską pochylił się nad wyniszczonym chorobą dzieckiem, powiedział jej do ucha, że Pan Jezus bardzo ją kocha i chce, żeby była zdrowa, pomodlił się, położył jej ręce na głowie i uczynił nad nią znak krzyża. Z piersi wzruszonej Angeli wyrwał się szloch. Po powrocie do domu dziewczynka nagle poczuła, że ma siłę wstać z wózka, chociaż już od roku nie była w stanie samodzielnie się przemieszczać. Choroba całkowicie się cofnęła, a jej lekarz, który wypowiedział się na ten temat publicznie, zaznaczył, że w przypadku jego pacjentki wydarzyło się coś, czego on jako przedstawiciel nauki nie potrafi wytłumaczyć.
 
 
W: Jan Paweł II, nasz święty, Wyd. Murator S.A., Warszawa 2011.

Kardynał odzyskał głos

Innym razem odnotowano przypadek nagłego, niewytłumaczalnego ustąpienia ziarnicy złośliwej, choroby nowotworowej układu chłonnego, na który zapadła kobieta mieszkająca w Anglii. Angielska gospodyni domowa przyjechała do Rzymu szukać duchowego wsparcia w chorobie. Po spotkaniu z Papieżem jej schorzenie całkowicie ustąpiło.
 
O cudach i łaskach, do których doszło za sprawą wstawiennictwa Jana Pawła II, opowiadały także osoby z bliskiego otoczenia Papieża. Wkrótce po pogrzebie Jana Pawła II włoski kardynał Francesco Marchisano wygłosił w Bazylice św. Piotra homilię, która właściwie była relacją z cudownego uzdrowienia. Kardynał mówił o wypadkach, jakie miały miejsce przed śmiercią Ojca Świętego. Wskutek błędu lekarskiego, który zdarzył się podczas operacji tętnicy szyjnej doskojnika, jego prawa strona głosowa została sparaliżowana. "Mówiłem w sposób prawie niesłyszalny" - tłumaczy kardynał i rozpromienia się na wspomnienie cudownych wypadków. Jan Paweł II podczas rozmowy dotknął jego szyi, pogładził ranę pooperacyjną i powiedział: "Proszę się nie bać, głos powróci. Pomodlę się za to". Według świadectwa kardynała skutki fatalnego zabiegu cofnęły się, czego dowodem jest silny głos, jakim się posługuje.
 
 
W: Jan Paweł II, nasz święty, Wydawnictwo Murator S.A., Warszawa 2011.

Cuda za życia

Alternatywą dla przypadku siostry zakonnej, wybranego do dowiedzenia cudu, było niewytłumaczalne ustąpienie zespołu Downa zdiagnozowanego u dziecka w okresie prenatalnym. Po modlitwie do Jana Pawła II dziecko, ku ogromnemu zaskoczeniu lekarzy, urodziło się całkowicie zdrowe. Innym branym pod uwagę przypadkiem był poważny tętaniak serca. On również zniknął w niewytłumaczalny sposób po modlitwie do Papieża.
 
Cuda, które, jak wierzą wierni Kościoła katolickiego, działy się i dzieją nadal za sprawą wstawiennictwa Papieża Jana Pawła II, dotyczą nie tylko uzdrowień. Także poczęć w małżeństwach, które zgodnie z diagnozą lekarską nie mogły mieć dzieci, a także nawróceń. O niezwykłych przypadkach ocaleń chorych za sprawą kontaktu lub wstawiennictwa Jana Pawła II mówiło się juz za Jego życia. Wielu ludzi, wierząc w cuda dziejące się za pośrednictwem Papieża Polaka, przekazywało mu listowne prośby o wstawiennictwo do Boga. Krążyły pogłoski, że sam kontakt wzrokowy albo fizyczny z Papieżem lub nawet Jego szatą może spowodować uzdrowienie. Wiele przypadków uzdrowień dokonało się podczas pielgrzymek Ojca Świętego do Ameryki Łacińskiej. Kontakt z Papieżem albo Jego bliska obecnośc sprawiały, według wielu świadectw, że nagle ustąpowała ciężka choroba.
 
Głośny był przypadek chorego na białaczkę pięciolatka Herona Badillo z Meksyku, uzdrowieonego za sprawą wstawiennictwa Papieża w 1990 roku. Zbolała matka chłopca, widzac, że leczenie syna nie daje żadnych rezultatów, zabrała go do Zacatecas, w którym właśnie gościł Jan Paweł II. Ojciec Święty nagle zmienił kierunek przemieszczania się pośród tłumnie zgromadzonych wiernych i podszedł do małego Herona. Chłopiec trzymał w rękach białego gołębia, którego miał wypuścić na część Papieża. Papież ucałował wychodzone, wyczerpane chemioterapią dziecko w bezwłosą główkę i szepnął mu do ucha kilka słów. Według relacji matki, uzdrowienie dokonało się natychmiast. Heron od razu poczuł się lepiej. Stopniowo odzyskał siły, a po kilku miesiącach lekarze orzekli, że po białaczce nie ma śladu. Ksiądz Humberto Salinas, rzecznik diecezji Zacatecas, nie miał wątpliwości co do dokonania się cudu.
 
 
W: Jan Paweł II, nasz święty, Murator S.A., Warszawa 2011.

Uzdrowienie zakonnicy

Wyselekcjonowano ponad 230 przypadków uzdrowień dobrze udokumentowanych, takich, które ewentualnie można by udowodnić. Spośród nich wybrano jeden, ponieważ jeden wystarczy. Do beatyfikacji Jana Pawła II posłużył niewytłumaczalny medycznie przypadek nagłego ustąpienia objawów choroby Parkinsona u francuskiej zakonnicy. Siostra Marie Simon Pierre ze Zgromadzenia Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego miała tę samą chorobę, co zmarły Papież.
 
Kobieta bardzo cierpiała. Zmiany neurologiczne wywołane chorobą Parkinsona sprawiły, że niesprawna stała się lewa strona jej ciała. Drżenie, sztywnienie, ból i bezsenność stały się jej codziennością. Chorobę, która zresztą postępowała w przypadku siostry Marie Simon Pierre bardzo szybko, zdiagnozowano w czerwcu 2001 roku. Stan siostry znaczenie pogorszył się po śmierci Jana Pawła II, którą bardzo przeżyła. Modliła się o zdrowie za Jego wstawiennictwem dwa miesiące po Jego śmierci. W zanoszeniu do Boga próśb o zdrowie wspierały zakonnicę także inne siostry, członkinie jej zgromadzenia. Objawy choroby ustąpiły nagle i już nie powróciły. Siostra Marie Simon Pierre relacjonowała uzdrowienie słowami: "Poczułam się tak, jak gdybym narodziła się po raz drugi. NIc nie jest takie, jak przedtem. Odczułam wewnętrzny pokój, coś wstrząsnęło całym moim ciałem, czułam się tak bardzo lekka, inna, całkowicie odmieniona". Całkowite wyzdrowienie, niewytłumaczalne z punktu widzenia nauk medycznych, potwierdził specjalista neurolog leczacy zakonnicę i niezależni biegli. Dzisiaj kobieta jest zupełnie zdrowa. Zniknęły nie tylko objawy, ale i ich przyczyna.
 
W: Jan Paweł II, nasz święty, Murator S.A., Warszawa 2011.

Papież, który czyni cuda

Cud to widomy znak od Boga, potwierdzający świętość. Ponad 70 procent Polaków jest zdania, że nasz Papież wyjednywał u Boga cuda za życia i wyjednuje je nadal, po śmierci. Czasem mówi się o "cudach Papieża", a nie o cudach za Jego wstawiennictwem. To błąd. Zgodnie z doktryna Kościoła, cudów dokonują nie święci, ale Bóg. Święci zaś, poprzez "świętych obcowanie", mają u Boga specjalne względy.
Kiedy ruszył proces beatyfikacyjny Jana Pawła II, świadectwa cudów zaczęły napływać z całego świata. Ludzie przysyłali opisy cudownych wydarzeń do biura postulatora i zostawiali je na grobie Ojca Świętego w Rzymie. Oszacowano, że liczba opisów łask doznanych za sprawą Sługi Bożego Jana Pawła II przekroczyła już 15 tysięcy (kwiecień 2011 r.).
 
W: Jan Paweł II, nasz święty, Murator S.A., Warszawa 2011.

Bycie księdzem to wielka radość

Jan Paweł II odkrył moje powołanie, kiedy w 1980 r. przybył do Francji po raz pierwszy. W tym czasie uczęszczałem do ostatniej klasy liceum. Uczestniczyłem w spotkaniu młodzieży w Parc de Princes w Paryżu, 1 czerwca. Z Jego homili pamiętam dwa zdania. I jeszcze potem usłyszałem: "Chrystus staje nad brzegami Seine i woła do siebie nowych apostołów". Te dwa zdania uderzyły mnie do tego stopnia, że popadłem w kryzys, który trwał 6 miesięcy. Była to walka Hioba, kitóra zakończyła się zwycięsko. Zaraz po maturze złożyłem dokumenty do seminarium. Lata formacji i nauki potwierdziły moje powołanie. Pragnąlem powiedzieć Janowi Pawłowi II, że to, kim jestem obecnie, to Jego załuga. Niestety nigdy Go nie spotkałem.
 
Tak, bycie księdzem to wielka radość! "Będę chwalił w nieskończoność Miłosierdzie Boże!".
 
Ks. Fabien, Francja

Ogarnął mnie strach, kiedy otrzymałam odpowiedź

"Jesteście światłem świata" - powiedział Papież i spojrzał na wszystkich młodych uważnym spojrzeniem, które dotknęło również i mnie. Zaczęło świtać, a łzy spływały po moich policzkach... Uczęszczałam do kościoła, ale nie uczestniczyłam w życiu parafii; zawsze była letnia wobec spraw wiary. Miłość, którą żywił Ojciec Święty do młodzieży pchęła mnie, abym na poważnie zaczęła traktować pomoc w pracach parafii. Pewien ksiądz zachęcił mnie do przeczytania "Daru i Tajemnicy", gdzie Jan Paweł II opisał swoją kapłańską biografię. Nie potrafiłam oderwać się od lektury. To jego Miłość, absolutne poświęcenie się Bogu i Matce Kościoła... W tym momencie zadałam sobie pytania: "Czego pragnę? Co mam robić? Jezu, czego chcesz ode mnie? Jakie mam zająć miejsce w Twoim projekcie zbawienia? Dlaczego mnie stworzyłeś? Ogarnął mnie strach, kiedy otrzymałam odpowiedź: "Zostaw wszystko i pójdź za Mną". Przejrzałam na oczy... Zwierzyłam się mojemu proboszczowi, że Chrystus woła mnie, abym pracowała w Jego winnicy...
 
Flavio Emanuele Breccaroli, Argentyna

Prowadziłam podwójne życie

Od dawna byłam osobą poszkującą. Pragnęłam żyć w zażyłości z Chrystusem, tymczasem od sześciu lat moja wiara była letnia. W jakimś momencie upadłam.
 
Po jakimś czasie moje sumienie nie wytrzymało, pragnęło porządnej spowiedzi i rozpoczęcia wszystkiego od początku. Zaczęłam intensywnie się modlić i prosić o wstawiennictwo Jana Pawła II. Moja koleżanka podarowała mi obrażek z Jego wizerunkiem i modlitwą. Wstąpiła we mnie niezwykła siła i otworzyłam moje serce przed ojcem duchownym. Nigdy w życiu nie pragnęłam tak spowiedzi, jak wtedy... Jesem przekonana, że sił dodał mi Jan Paweł II, bo czułam, że ciągle stał obok mnie i dodawał odwagi. Modlę się o moje uzdrowienie duchowe. Jestem wdzięczna temu "Ojcu", z którym z pewnością spotkam się kiedyś w domu Ojca.
 
Rebeca, San Paolo, Brazylia

Straciłam wszelką nadzieję na wyjście z nałogu

Chcę podzielić się moim szczęście, które odnalazłam dzięki Janowi Pawłowi II. Urodziłam się w 1971 r. w Krakowie. Moje dzieciństwo nie było łatwe. Moi rodzice byli i nadal są czynnymi alkoholikami. Jako dziewczynka uczęszczałam na religię oraz należałam do oazy. Podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w 1983 r. dane mi było śpiewać w chórze na Mszy Świętej na Błoniach. Byłam wtedy tak blisko Ojca Świętego. Pamiętam promieniujące od Niego ciepło i serdeczny uśmiech, gdy przechodził obok mnie. Później odeszłam od wiary. Przez wiele lat szukałam swojej drogi, dalekiej od Boga. Ta wędrówka doprowadziła mnie do uzależnienia od leków, a następnie do alkoholizmu. Straciłam wszelką nadzieję na wyjście z nałogu, chciałam popełnić samobójstwo. Poczułam ogromny żal, ból i smutek. Po raz pierwszy od lat płakałam, coś we mnie pękło. Znalazłam w gazecie artykuł na temat hospicjum oraz o kursie dla wolontariuszy. Pomimo tego, że bardzo chorowałam i wciąż piłam, jakiś wewnętrzny głos prowadził mnie na ten kurs. Na ostatnim wykładzie usłyszałam od wolontariuszki posługującej tam od 15 lat, że najpierw trzeba uporządkować swoje życie, odnaleźć w nim Boga, wyzbyć się wszelkiej urazy, aby móc pełnić posługę w hospicjum. W dniu 16 października 2006 r. poszłam na Mszę Świętą za namową mojej 7-letniej córki. Po tej Mszy Świętej jakiś głos we mnie powiedział: "od dziś możesz nie pić". I tak się stało. Przymus picia i zażywania leków zostal mi odebrany. Skończyłam terapię. Bóg mnie ocalił. W wieku 34 lat dostałam drugiej życie. Wiem, że Ojciec Święty czuwał i czuwa nade mną tak jak i Pan Bóg.
 
A.

Lekarze zdumieni powtarzali, że to cud

Paweł, lat 31, 16 marca 2005 r. przebywając w Londynie, doznał wypadku. Jego stan był beznadziejny. Wezwano żonę, która zostawiła w Polsce troje małych dzieci i pojechała za pożyczone pieniądze, aby być w Londynie przy umierającym mężu. Lekarze oznajmili, że życie Pawła wisi na włosku, że chory nie nadaje się do transportu. Twierdzili, że jeśli przeżyje, nigdy nie będzie chodził. Paweł się załamał...
 
Wiedzac, że Jan Paweł II jest bardzo chory, prosiliśmy Boga, by cierpienie Świętego nie poszło na marne, by uratowało Pawła. Prosiłam wszystkich ludzi napotkanych przed Mszą Świętą w kościele oraz wspólnoty modlitewne, by prosiły Jana Pawła II o życie dla Pawła. Modliłam się także z moimi dziećmi z przedszkola, gdzie pracuję. Chodzilismy pod krzyż papieski do kościoła i błagaliśmy głośno Jana Pawła II, by pomógł Pawłowi. W jednej sekundzie przemieniło się wszystko. Paweł - podobnie jak Jan Paweł II - powiedzieł do Maryi: "Jestem Twój i zrób ze mną, co zechcesz". Od następnego dnia zaczął powracać do życia. Lekarze zdumieni powtarzeli, że to cud.
 
Pawła przetransportowano do Polski. Jest w domu i, co najważniejsze, chodzi nawet po schodach. Moje dzieci z przedszkola pytają o Pawła, wiedzą i wierzą, że nasz kochany Ojciec Święty wysłuchał ich gorącej i szczerej modlitwy. Dziś z wielką radością patrzę na Pawła, który wstaje z łóżka, siada w fotelu, idzie do kuchni, by zrobić dzieciom coś do jedzenia.
 
Bogdana, Elbląg

Będąc w niebie, wie, jak bardzo mi pomógł

Jestem studentką czwartego roku Akademii Ekonomicznej w Krakowie. W czerwcu 2004 r. przeprowadzone badania węzłów chłonnych wykazały ziarnicę złośliwą. Moi rodzice napisali list do Ojca Świętego Jana Pawła II z prośba o modlitwę w mojej intencji. Już we wrześniu otrzymaliśmy odpowiedź od księdza arcybiskupa Dziwisza, że Ojciec Święty modli się za mnie, odprawi Mszę Świętą, poleca mnie opiece Matce Najświętszej Uzdrowienia Chorych. Ksiądz arcybiskup do listu dołączył różaniec. W październiku rozpoczęłam cykl chemioterapii, zakończony w lutym br. Natomiast od marca do kwietnia poddałam się napromieniowaniu w centrum onkologii. Duchowe wsparcie Ojca Świętego w czasie mojej choroby napełniało mnie głęboką ufnością w miłosierdzie Pana Jezusa. Ta głęboka ufność pozwoliła mi przetrwać ciężkie chwile w wytrwałości i nadziei. To właśnie dzięki modlitwie Ojca Świętego tak dobrze zniosłam leczenie. Ostateczny pozytywny wynik badania napełnił mnie i moją rodzinę radością, któej nie jestem w stanie opisać... Żałuję, że nie zdążyłam podziękować Ojcu Świętemu zaraz po zakończeniu całego leczenia. Głęboko wierzę jednak, że On będąc teraz w Niebie, wie, jak bardzo mi pomógł i razem ze mną cieszy się moim szczęściem.
 
Magdalena, Kraków

"Idź do kościóła i módl się"

Mam na imię Metody, jestem Bułgarem, mieszkam w Sofii. W marcu 2002 r. nagle zachorowałem na raka tarczycy. Badania wykazały, że rak zaatakował także tchawicę; dlatego kliniki odmawiały przeprowadzenia operacji. Profesor Cernozemski zgodził się zająć moim przypadkiem, ale powiedział: "Nie wszystko jest w moich rękach, idź do kościoła, zapal świecę i módl się!". Operacji poddałem się na początku maja. Niestety, zabieg się nie udał, lekarze nie dotarli do raka. Od lat mam swoją firmę cateringową, współpracuję z ambasadą przy Stolicy Apostolskiej w Sofii.
 
Kiedy w maju 2002 r. Ojciec Święty przyjachał do Bułgarii, właśnie moja firma przygotowała poczęstunek. Byłem przekonany, że jeśli dotknę Papieża, moja druga operacja się uda. Byłem bardzo szczęśliwy. Jego błogosławieństwo dodało mi nowej energii i wzmocniło moją wiarę. Podczas choroby byłem wspierany przez modlitwę sióstr pracujących przy ambasadzie. 19 czerwca poddałem się drugiej operacji, która trwała 6 godzin. Od trzech lat cieszę się dobrym zdrowiem, jestem ogromnie wdzięczny Bogu za błogosławieństwo Ojca Świętego.
 
Metody, Sofia
 
W: Wielka Księga Cudów Jana Pawła II, Kraków 2010.