Jestem szczęśliwa

Umiłowany Ojcze Święty, trudno mi dłużej powstrzymać się od napisania tego listu - robiłam to ponad dwadzieścia lat... Kiedy, Ojcze Święty, po raz pierwszy przyjechałeś do Krakowa, ja wyjechałam z uczennicami na obóz nad morze. Wcześniej szydziłem z moich znajomych, którzy w napięciu oczekiwali na Twoją wizytę, mówiłam, że nagle zrobili się tacy święci. Wydawało mi się, że ludzi ogarnęło jakieś szaleństwo. Miałam 27 lat i niczego nie rozumiałam. Dopiero gdy stanąłeś na naszej ziemi, kiedy ją ucałowałeś, kiedy poraziły mnie słowa hymnu: "z ziemi włoskiej do Polski" - rozpłakałam się. Stałam z ludźmi stłoczonymi przed telewizorem w świetlicy domu wczasowego, ukryta za filarem jak celnik... Do Krakowa wróciłam za dwa dni po Twoim wyjeździe. Na trasie do Balilc leżały jeszcze kwiaty. Rozpłakałam się kolejny raz. Dziś - z woli Boga - jestem w świeckiej wspólnocie osób konsekrowanych. Jak to się stało? Jeden Pan Bóg wie. Postawił na mojej drodze mądrego i świętego spowiednika, który nie kierował moim życiem, ale zadał parę prostych pytań, podsunął dobrą teologiczną lekturę i dyskretnie towarzyszył mi w drodze. Jestem 16 lat po ślubach i jestem szczęśliwa. Te łzy podczas Twej pielgrzymki do Polski przemyły mi oczy i serce. Pomogło mi wsłuchiwanie się w Twe nauczanie i modlitwa, której zaczęłam się uczyć. Z całego serca mówię: "Za wszystko Bóg zapłać!". I całuję Twoje dłonie, Ojcze Święty.
 
Halina, Kraków

Twoja nauka wpłynęła na moje powołanie

Wiele razy już doświadczyłam dobrodziejstw Bożych poprzez Twoje życie, słowa i przykład, Ojcze Święty. Każdy Twój gest dodawał mi odwagi i budował. Dziękuję! Szczególnie dziękuję za wszelkie słowa zachęty skierowane do osób konsekrowanych. Nigdy nie miałam możliwości być tak blisko Ciebie. Mogłam w radości uwielbiać Boga i ze wzruszeniem w ufnej modlitwie polecać Ci drogie mi sprawy.
 
karmelitanka

Toczyłem wewnętrzną walkę

Jan Paweł II zajmuje specjalne miejsce w moim życiu i powołaniu. Pamiętam tę okropną wiadomość 13 maja 1981 r. Miałem wtedy 4 lata i wraz z rodziną rozpoczęliśmy modlitwę. Piętnaście lat później Jan Pawła II udał się z wizytą do Reims. Wlaśnie tam podczas Mszy Świętej toczyłem wewnętrzną walkę... Słyszałem głos Boga, który wzywał mnie, bym został księdzem, ale zagłuszałem go moimi wahaniami, tłumaczeniami, wątpliwościami. Po zakończeniu nabożeństwa tuż obok mnie przejeżdżał papamobile. Dziewięć lat później przyjąłem diakonat, w poniedziałek poprzedzający odejście Jana Pawła II do Pana. Byłem obecny na placu św. Piotra. Często odwiedzam Jego grób. Jego ojcowskie wstawiennictwo otacza mnie każdego dnia mojej kapłańskiej wędrówki.
 
Ks. Etienne, Francja

Jan Paweł II świętym za 10 miesięcy?

20 października 2013 roku - to bardzo prawdopodobna data kanonizacji Jana Pawła II - informuje tvp info . Rzymska korespondentka TVP - Urszula Rzepczak - dotarła do informacji, z których wynika, że proces kanonizacyjny papieża Polaka dobiega końca i że trwają starania, by uroczystość kanonizacyjna zbiegła się z 35. rocznicą inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II. 
Tuż po beatyfikacji zapowiadano, że proces kanonizacyjny będzie krótki. Wielu już w chwili śmierci uznało Jana Pawła II za świętego. Są wśród nich obaj prefekci stojący na czele Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Obecny, kardynał Angelo Amato i były, kardynał Jose Saraiva Martins. – On jest święty. Co do tego nie ma wątpliwości! – mówił kard. Martins w 2007 roku. 

Proces beatyfikacyjny oznacza badanie życia i cnót kandydata na ołtarze, a także znalezienie cudu za jego wstawiennictwem. Aby papież mógł być kanonizowany potrzebny jest przypadek wyzdrowienia, niewytłumaczonego z medycznego punktu widzenia.

Cud, który już zapewne wybrano powinien być zatwierdzony przez komisje: lekarzy, teologów, kardynałów. Dyskusje trwają, aż do rozwiania wszelkich wątpliwości. Na końcu prefekt Kongregacji udaje się do papieża po zgodę na kanonizację. 

O. Dariusz Kowalczyk SJ – wykładowca na Uniwersytecie Gregoriana w Rzymie mówi, że jest bardzo prawdopodobne, że kanonizacja odbędzie się na zakończenie Roku Wiary, w październiku 2013 r. 

Kanonizacja to dla wielu tylko formalność, gdyż całe życie, najpierw Karola Wojtyły, a następnie Jana Pawła II było świadectwem świętości.

za: wp.pl z 26.12.2012: 

http://wiadomosci.wp.pl/kat,35474,title,Jan-Pawel-II-swietym-za-10-miesiecy,wid,15206583,wiadomosc.html


Uratowałeś życie

Dziękuję Panu Bogu za uratowanie życia i dar cudownego uzdrowienia mojego męża Mariusza. Rok temu uległ on wypadkowi samochodowemu, w wyniku którego doznał obrażeń wielu narządów (stłuczenia mózgu, złamania lewej kości łokciowej, zwichnięcia prawego nadgarstka). Był wentylowany mechanicznie i leżał nieprzytomny. W 15. dobie odłączono mu respirator, a w 26. usunięto rurkę tracheotomijną. Modliłam się o zdrowie męża z dziećmi, z całą rodziną, z sąsiadami i znajomymi przez wstawiennictwo Jana Pawła II.
I tak powoli mój mąż wracał do zdrowia. 16. sierpnia nastąpiło wybudzenie, 25 sierpnia pierwsze siedzenie, próba jedzenia i po kilku dniach nauka chodzenia. Tydzień później Mariusz wypowiedział pierwsze słowa. A w październiku wyszedł ze szpitala o własnych siłach. Dla nas jest to „cud” i wielka radość.
Bernadetta

Podczas meczu…

25 stycznia 2005 r. mój wnuk Luka podczas gry lacrosse uległ wypadkowi. Neurochirurg zakomunikował nam, że Luka nie będzie mógł uprawiać żadnego sportu, każdy wysiłek fizyczny czy kontuzja może doprowadzić do paraliżu… Wiadomość ta była dla nas szokująca. Moja przyjaciółka Anne natychmiast zaczęła modlić się do Jana Pawła II, prosząc o Jego wstawiennictwo. Prosiliśmy, żeby Luka nie był sparaliżowany. Nie prosiliśmy o żaden zabieg, o żaden przeszczep, oddaliśmy dziecko po prostu w Jego ręce…
28 czerwca, dokładnie w dniu, w którym kiedy Watykan oficjalnie otworzył proces beatyfikacyjny Jana Pawła II, Luka miał wizytę specjalistyczną w dziecięcym szpitalu w Filadelfii. Wyniki badań wykazały, że Luka nie będzie sparaliżowany, a z biegiem czasu będzie mógł wrócić do normalnej aktywności fizycznej… Wierzymy i jesteśmy przekonani, że Luka został cudownie ocalony przez Jana Pawła II.
Deborah, Filadelfia, Pensylwania

Wysłuchał takiej grzesznicy, jaką ja jestem

W lutym zeszłego roku mój chłopak i ja zachorowaliśmy na grypę. I on, i ja przez kilka dni leżeliśmy w łóżku. Mój ojciec przynosił nam lekarstwa i dawał zastrzyki. Dzień po dniu twarz mojego taty była coraz bledsza; początkowo sądziłam, że to efekt światła w kuchni. Któregoś ranka mój tato zrobił się wręcz żółty. W szpitalu okazało się, że … ma raka.
Zaczął się długi i trudny okres kuracji medycznej, cierpienia i bólu. Stan mojego taty pogarszał się. W szpitalu dochodziły do nas głosy lekarzy, że już nic nie można zrobić. Tato schudł 15 kilogramów, ale chociaż zostały z niego tylko skóra i kości, jego charakter się nie zmienił. Mój tato jest cudowną osobą, jego wiara pomagała mu kroczyć naprzód. Nie narzekał i nie chciał, abyśmy się o niego martwili. Moja rodzina przygotowywała się na najgorsze, ja jednak nie poddawałam się. Pojawiła się propozycja operacji, ale i ona nie dawała dużych nadziei. Tato z pokorą zgadzał się na nowe rozwiązania lekarzy. Protezę, którą mu założono z czasem trzeba było wymienić. Któregoś ranka lekarze poinformowali nas, że organizm taty nie toleruje nowej protezy… Proteza ta, była ostatnią nadzieją na przedłużenie jego życia. Byliśmy rozczarowani.
Był to dzień pochmurny, zimny i deszczowy, listopad 2005 r. W niedzielę rano wraz z moim chłopakiem, nikomu nic nie mówiąc, o godzinie 5.00 rano, wsiadłam w Nowarze do pociągu. Postanowiliśmy udać się na pielgrzymkę do Rzymu, do grobu Jana Pawła II i prosić Go o pomoc. Powróciliśmy do domu po północy.
Po kilku dniach tato odzyskał siły i przybrał na wadze. Mijały miesiące. Dzisiaj czuje się dobrze i najważniejsze: jest ciągle wśród nas! Często modlimy się razem, my za niego, on modli się za nas. Nie wie i nigdy się nie dowie o naszej pielgrzymce.
Dziękuję Bogu, że wysłuchał próśb takiej grzesznicy, jaką ja jestem.
Annunziata, Włochy

Papież prosił Boga o moje uzdrowienie

W 1991 r. zachorowałem na nowotwór złośliwy, tzw. raka gardła. Przebywałem w instytucie onkologii i pobierałem maksymalną dawkę naświetlań kobaltem. W okresie mojego pobytu na onkologii w dniach 1-9 czerwca 1991 r. przypadała IV pielgrzymka Papieża Jana Pawła II do Polski. W jej pierwszej części odwiedził Radom – moje rodzinne miasto. Chociaż był to ostatni etap mojej kuracji na onkologii, lekarze orzekli, że nie mogę być wcześniej wypisany, gdyż końcowa terapia jest bardzo ważna. Nie mogąc spotkać się z Papieżem, pomyślałem, że za pośrednictwem biskupa radomskiego Edwarda Materskiego prześlę mu kartkę. Tak też zrobiłem. Oto jej treść:
„Szanowny Księże Biskupie, proszę uprzejmie o przekazanie tej kartki do rąk Papieża Jana Pawła II, gdyż aktualnie przebywam na oddziale onkologii i nie mogę uczestniczyć w uroczystościach wizyty w Radomiu. Leczę się tu na nowotwór złośliwy krtani”.
„Szanowny Ojcze Święty, pozdrawiam Cię z okazji wizyty w Radomiu, modlę się o Twoje zdrowie i szczęśliwy pobyt w Ojczyźnie. Życzę długich dni życia i jestem pełen uwielbienia dla Waszej Świętobliwości. Szczęść Boże”.
Wreszcie nastąpił mój wypis ze szpitala. Byłem bardzo osłabiony naświetleniami, miałem popalone gardło i skórę szyi. Cierpiałem na zanik smaku i brak śliny. Po tygodniu poczułem, że mój organizm raptownie się wzmacnia, czułem wewnętrzną wiarę, że uratuję się przed przerzutami. Poparzenia zagoiły się, powrócił smak. Byłem pewien, że Papież dostał moją kartkę i prosił Boga o moje uzdrowienie. Tak się naprawdę stało! Otrzymałem z Watykanu list i zdjęcie Jana Pawła II z Jego podpisem, które przechowuję jak relikwie… Mam 55 lat, żyję do dziś bez żadnych komplikacji po leczeniu.
Jacek, Radom

Obrazek Jana Pawła II był przy jego łóżeczku…

Kilka miesięcy temu poprosiłem o obrazek z „ex indumentis” Sługi Bożego Jana Pawła II i nie sądziłem, że będę świadkiem tak wielkiego cudu za przyczyną Jana Pawła II. W dniu 1 czerwca br.  Opolu urodził się nam syn Mikołaj Józef. Niedługo po porodzie stwierdzono ubytek w przegrodzie serca oraz brak ciągłości łuku aorty. Trudno wyrazić nasz lęk, ból i niepokój  o życie syna… Został przewieziony 4 czerwca do Śląskiego Centrum Chorób Serca. Jego stan był stabilny i ciężki. Nieustannie ufni w Bożą Opatrzność i Miłosierdzie prosiliśmy o dar uzdrowienia dla naszego pierworodnego syna. 11 czerwca operacja była niezmiernie trudna i dramatyczna, zamiast 4 godzin trwała 7. Stan syna był krytyczny i całą noc doktor walczył o jego życie, a nam pozostawała modlitwa.
Następnego dnia otrzymałem telefon, iż muszą reoperować Mikołaja by ratować mu życie, choć reoperacja wiązała się z ryzykiem śmierci. Po tym telefonie pojechałem przed planowaną reoperacją z relikwiami Jana Pawła II do Mikołaja i poprosiłem, by były przy jego łóżeczku. Nieustannie towarzyszyła nam ufna modlitwa z prośbą o wstawiennictwo Sługi Bożego Jana Pawła II do Miłosierdzia Bożego. I nastąpił cud – tętno, ciśnienie i inne funkcje życiowe zaczęły powracać do normy, odstąpiono od reoperacji. Profesor stwierdził, iż tego nie rozumie i nazwał to zdarzenie: „palcem Bożym”, natomiast ordynator oznajmił z radością, że powinienem dać świadectwo o cudownym wstawiennictwie kochanego Papieża.
Przepraszam, że tak chaotycznie i syntetycznie przedstawiam wydarzenia, jednak ze względu na fakt, iż minęło niewiele czasu od tamtych wydarzeń, nie potrafię inaczej opisać tego cudu. Korzystając z okazji proszę o modlitwę o uzdrowienie serduszka Mikołaja, gdyż podczas reanimacji częściowo została uszkodzona „łatka” w przegrodzie serca i nadal pozostaje szczątkowy ubytek, który może zarosnąć. Obrazek z „ex indumentis” Sługi Bożego Jana Pawła II podarowałem profesorowi, który operował mojego synka.
Arkadiusz

Nie zabieraj mi mamy

Po Twojej śmierci zaczęłam zastanawiać się nad moim życiem, zwłaszcza że wydarzyło się w nim wiele złych rzeczy… Mama nagle zachorowała, tata wyjechał za granicę, moje oceny są średnie, a do tego mam pewne wątpliwości co do mojego egzaminu. Mam trzech braci. Najstarszy jest leniwy i prawdopodobnie też obleje egzamin; nawet nie chodzi w niedzielę do kościoła. Moja mama bardzo się martwi – bierze leki na nerwy (na szczęście teraz zmniejszono jej dawkę). Boję się o nią, bez niej nasza rodzina rozpadnie się… Jest bardzo dobra kobietą, pracuje w hospicjum, gdzie pomagając innym, zaraziła się żółtaczką. Chciałabym, aby ta choroba przeszła na mnie.
Chciałabym, abyś przeczytał ten list i choć w minimalnym stopniu pomógł mi. Nie patrz na błędy, wiem, że byłeś polonistą. Postaram się więcej modlić. Wstaw się do Boga, aby mi nie zabierał mamy.
 
Ewelina