Jak dobrze, że urodziła to dziecko

Niewiele brakowało, a Jan Paweł II by się nie urodził. Oto świadectwa, które potwierdzają heroiczną decyzję Emilii i Karola Wojtyłów o urodzeniu dziecka - przyszłego papieża, mimo zagrożenia życia matki i propozycji aborcji.

Upalny dzień 18 maja 1920 r. Emilia Wojtyłowa leżała w swoim mieszkaniu w Wadowicach przy ul. Kościelnej. Zbliżał się czas porodu. Gdy wybiła siedemnasta, w pobliskim kościele parafialnym rozpoczęło się nabożeństwo majowe. Śpiew Litanii Loretańskiej słyszała rodząca Emilia. W tym właśnie momencie przychodził na świat jej młodszy syn Karol.

Dramat macierzyństwa
Podczas zbierania materiałów do książki pt. "Emilia i Karol Wojtyłowie. Rodzice św. Jana Pawła II" dotarłam do relacji o zdarzeniach, które doprowadziły do decyzji małżeństwa Wojtyłów, by nie zgodzić się na aborcję, mimo zagrożenia życia matki i dziecka.

Mieszkanka Wadowic Maria Siwcowa pamiętała, że kiedy Emilia była w drugim miesiącu ciąży, od znanego ginekologa i położnika wadowickiego doktora Jana Moskały usłyszała diagnozę, że jej ciąża jest zagrożona i nie ma szans ani na jej donoszenie, ani na urodzenie zdrowego dziecka. Doktor Moskała sugerował aborcję. Nie zgodził się też na prowadzenie tej ciąży. Taką wersję zdarzeń potwierdzały dwie przyjaciółki Emilii z Wadowic, Maria Kaczorowa i Helena Szczepańska. Rozmowę z Marią Kaczorową nagrał w 1985 r. Roman Gajczak i relację z niej zamieścił w książce pt. "Sercu najbliższe. Szkice z lat młodzieńczych Karola Wojtyły - Jana Pawła II". Kaczorowa była już wtedy osobą "ciężko chorą, przykutą do łóżka, ale pamięć miała wręcz fenomenalną". Pozostawała, jak zaznaczył autor, "chyba ostatnią z żyjących niewiast, która dobrze znała matkę Ojca Świętego". Ciekawe, że to opublikowane świadectwo Kaczorowej odbiło się szerszym echem w środowisku włoskim niż polskim. Wkrótce wykorzystał je bowiem włoski autor L. Bergonzoni, pisząc monografię o "Mamie Jana Pawła II". Opisał je także inny włoski autor, Renzo Allegri, w książce "Dwie matki papieża Wojtyły: Emilia Kaczorowska i Joanna Beretta Molla". Wyprowadził on analogię między sytuacją Emilii Wojtyłowej i św. Joanny Beretty Molli. Obu tym kobietom - zauważył Allegri - lekarze zalecali usunięcie dziecka po to, by mogły ratować siebie. Obie "przeżyły wielki dramat macierzyństwa. Musiały wybierać między własnym życiem i życiem dziecka, które nosiły w sobie".

Tę wersję wydarzeń potwierdza ks. infułat Jakub Gil, wieloletni proboszcz w bazylice Ofiarowania NMP w Wadowicach. - Kiedy w 1998 roku chodziłem po kolędzie, 86-letnia wtedy mieszkanka Wadowic opowiadała mi, że pani Wojtyłowa była pełna obaw, gdy okazało się, że jej ciąża jest zagrożona, i gdy lekarz zaproponował jej, by przerwała życie swojego poczętego dziecka. Ta pani podkreślała również, że to głęboka wiara nie pozwoliła Emilii podjąć decyzji o aborcji.

Dobrze wiedziała o tym inna mieszkanka Wadowic, Jadwiga Tatarowa, która jako położna zajmowała się Emilią przez całą ciążę. Jej relację słyszał Michał Siwiec-Cielebon, znany wadowicki Historyk. - Z relacji położnej Tatarowej wynikało, że Emilia Wojtyłowa była załamana, gdy lekarz nakłaniał ją do aborcji. W pełni zdawała sobie sprawę z zagrożenia życia swojego i dziecka, tym bardziej że diagnoza padła z ust najbardziej znanego wówczas w Wadowicach położnika, jakim był doktor Jan Moskała - opowiada historyk.

"Fabryka aniołków"
Doktor Moskała miał renomę dobrego lekarza, uchodził za profesjonalistę. Ale też, jak twierdzi Michał Siwiec-Cielebon, był znanym w całym Wadowicach aborcjonistą. - Chodził na spacery ze swoimi dwoma wyżłami i zaczepiał młode dziewczyny, mówiąc do nich: "Nie śmiejcie się, i tak wcześniej czy później do mnie traficie!". Zapewniał, że służy pomocą, bo "z tego żyje". Uważał, że poczęte dziecko to nie jest człowiek. Miał gabinet w budynku położonym tuż przy kościele. Na drzwiach wejściowych wisiała tablica z szyldem: "Dr Jan Moskała, specjalista ginekolog, położnik, lekarz wszech nauk medycznych". Na ścianie budynku zaś codziennie ktoś kredą dopisywał: "Fabryka aniołków". Służąca doktora Moskały na jego polecenie ten napis zmywała, a następnego dnia sytuacja się powtarzała.

Wojtyłowie bardzo szybko podjęli decyzję, że pozwolą swemu dziecku się urodzić. Zaczęli więc szukać innego lekarza. A że powszechnym uznaniem cieszył się przyjmujący na terenie koszar doktor wszech nauk lekarskich Samuel Taub, Karol Wojtyła senior właśnie do niego się zwrócił o pomoc (jako wojskowy pracował w tej samej jednostce).

Doktor Taub potwierdził, że istnieje ryzyko powikłań przy porodzie, ze śmiercią Emilii włącznie. Nie proponował jednak aborcji. I wyraził zgodę na poprowadzenie ciąży. Zastrzegł jedynie, że podejmie się ryzyka na wyraźną prośbę obojga małżonków oraz na ich odpowiedzialność. - Tę relację z pierwszej wizyty Wojtyłów u doktora Tauba słyszałem wielokrotnie w domu rodzinnym, zarówno od swojej babci, jak i od Heleny Szczepańskiej i Marii Kaczorowej, które z Emilią na ten temat rozmawiały, ciesząc się, że jest szansa na urodzenie tego dziecka - twierdzi Michał Siwiecki-Cielebon. Pamięta też, że po latach, gdy Karol Wojtyła był już biskupem, a potem kardynałem, Helena Szczepańska, która dwa razy w roku jeździła do niego do Krakowa z tortem, mówiła: "Co by to było, gdyby Emilia dokonała aborcji? Jak to dobrze, że urodziła wtedy to dziecko!". Tatarowa zaś mawiała w tym kontekście do Marii Siwcowej: "Patrz, panie, gdyby nie ten Taub, to nie byłoby dzisiaj kardynała Wojtyły!".

Ksiądz Jakub Gil dodaje, że kiedy w latach 90. ubiegłego wieku chodził po kolędzie, starsza pani, rodowita wadowiczanka, opowiadała mu, że kiedy inny lekarz dał Emilii nadzieję na urodzenie dziecka, można było zaobserwować jakąś nadzwyczajną troskę Karola o swoją żonę. - Gdy tylko przychodził z pracy, trwał cały czas przy niej. Był dla niej ostoją. Im bardziej ogarniał ją lęk, tym bardziej był przy niej i ją wspierał. Widać było, że bardzo ją kocha. To dużo znaczyło. Wszystko znaczyło. Bez wątpienia siła i determinacja męża pomogły pani Wojtyłowej wytrwać i urodzić to dziecko - podkreśla ks. Gil.

Wiarygodność
Wszystkie te fakty są znane jedynie z relacji ustnych. Nie zachowała się żadna dokumentacja medyczna, nie ma źródeł pisanych. Czy można zatem uznać je za wiarygodne?

Przede wszystko trzeba zauważyć, że dwa najważniejsze świadectwa na ten temat pochodzą od Heleny Szczepańskiej i Marii Kaczorowej, które były zaprzyjaźnione z Emilią Wojtyłową i które miały te informacje od niej samej, z pierwszej ręki. Ich relacje są też spójne. Tę samą wersję zdarzeń obie kobiety opowiadały Marii Siwcowej, czego świadkiem był Michał Siwiec-Cielebon, a także jego matka Teresa Cielebon. Ponadto należy podkreślić, że Helena Szczepańska była w Wadowicach szanowaną nauczycielką, która cieszyła się powszechnym autorytetem. Na jej wiarygodność zwraca też uwagę ks. prof. Józef Naumowicz z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, który jako kleryk w latach osiemdziesiątych XX wieku oprowadzał po Wadowicach grupy Francuzów i zawsze ich do niej zabierał. - Za każdym razem odwiedzaliśmy Helenę Szczepańską, która mówiła swobodnie po francusku, niepotrzebny był tłumacz, a przy tym niezwykle interesująco opowiadała o życiu rodziny Wojtyłów. Znała wiele szczegółów, gdyż mieszkała w sąsiednim domu. Miała bardzo bliskie relacje z Wojtyłową. Wspominała, jak serdecznie opiekowała się ona małym Karolem i jak cieszyła się z jego urodzenia. Podkreślała, że przyszły papież miał się nie urodzić i że jego przyjście na świat było prawdziwym cudem - twierdzi ks. Józef Naumowicz.

Jan Paweł II podczas wizyty w Wadowicach w 1979 roku wypatrzył w tłumie Helenę Szczepańską i poprosił, by zorganizowano mu spotkanie z nią, poza protokołem i oficjalnym planem pielgrzymki. Jeszcze tego samego dnia rozmawiał z nią na plebanii wadowickiej parafii.

Znaczące jest przekonanie starszych mieszkańców Wadowic o tym, że Emilię i jej dziecko uratował ostatecznie żydowski lekarz Samuel Taub. Udało mi się odnaleźć jego grób na wadowickim cmentarzu żydowskim. Na macewie znajduje się napis, w językach polskim i hebrajskim: "Dr Samuel Taub. LEKARZ. Ur. 1 XII 1869. Zm. 3 II 1933. Życie swoje ofiarnie poświęcił cierpiącej ludzkości". Ten żydowski lekarz przyczynił się także do tego, że Emilia Wojtyłowa 18 maja 1920 roku szczęśliwie urodziła zdrowego i silnego syna.

Źródło: Milena Kindziuk, Jak dobrze, że urodziła to dziecko, w: Gość Niedzielny nr 20/2020, s. 19-20.                                                               

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz