Kard. Sandri: ogłoszenie śmierci Jana Pawła II najtrudniejszym zadaniem w moim życiu

„Ogłoszenie wiadomości o śmierci Jana Pawła II było najtrudniejszym zadaniem w moim życiu” – wyznał kard. Leonardo Sandri. Jego wspomnienia z czasu odchodzeniem Jana Pawła II zdominowały spotkanie grupy polskich dziennikarzy z prefektem Kongregacji Kościołów Wschodnich w Watykanie. 67-letni hierarcha, który 2 kwietnia 2005 ogłosił na Placu św. Piotra wiadomość o śmierci Ojca Świętego, powiedział, że wyrażał wówczas uczucia całego Kościoła i całego świata.
Kardynał wyjaśnił, że wprawdzie formalnie powinien to uczynić wikariusz papieski dla diecezji rzymskiej, którym był wówczas kard. Camillo Ruini, ale „jedną rzeczą są przepisy i kanony, a drugą – okoliczności i konkretna sytuacja”. „To arcybiskup Stanisław Dziwisz, który czuwał przy umierającym papieżu, wezwał mnie i powiedział, że nie można już zwlekać z poinformowaniem ludzi, zgromadzonych na Placu św. Piotra, o zgonie Ojca Świętego i poprosił mnie, abym to zrobił” - tłumaczył kardynał-prefekt.

Podkreślił, że pokojem Jana Pawła II był wówczas cały Plac św. Piotra, który trwał na modlitwie i czuwał przy nim. Byli tam ludzie w różnym wieku i różnych środowisk i stanów: starsi i młodzi, duchowni, siostry zakonne i świeccy, ludzie różnych zawodów. „Moje uczucia, gdy ogłaszałem tę smutną wiadomość, były ich uczuciami, całego ludu Bożego po stracie ukochanego ojca” – ocenił argentyński kardynał.

Jan Paweł II był prawdziwym człowiekiem Bożym, człowiekiem świętym, dlatego jego śmierci towarzyszyły uczucia nie tylko wielkiego smutku i żalu, ale także równie wielkiej nadziei, wiary, radości i pewności, że odszedł on do Boga, a więc w pewnym sensie pozostał duchowo z nami – mówił prefekt Kongregacji. Zwrócił uwagę, że po ponad 26 latach pontyfikatu odchodził papież „z dalekiego kraju”, który swoją posługą „zapisał wielką księgę miłości do ludu Bożego, a także miłości tegoż ludu do niego”. „Dlatego ogłoszenie wiadomości o jego śmierci było najtrudniejszym zadaniem w moim życiu” - stwierdził mówca.

Zbliżająca się beatyfikacja będzie miała wielkie znaczenie dla Kościoła i świata, toteż powinniśmy dziękować za to Bogu i Benedyktowi XVI. „Bogu należy się wdzięczność przede wszystkim za to, że dał nam tak świętego i wielkiego pasterza Kościoła, który ma być dla wszystkich wzorem do naśladowania” - powiedział kard. Sandri. „Powinniście być dumni, że daliście Kościołowi i światu tak niezwykłego człowieka” - dodał, zwracając się do polskich dziennikarzy.

Kardynał opowiedział też o swych kontaktach z Janem Pawłem II. „Spotykałem się z nim zarówno prywatnie, jak i służbowo. Najbardziej uderzała mnie i najwyżej ceniłem w nim jego otwartość i umiejętność uważnego wsłuchiwania się w to, co ma do powiedzenia jego rozmówca” - wspominał gospodarz spotkania. Zaznaczył przy tym, że Ojciec Święty potrafił słuchać, ale zarazem był stanowczy i jednoznaczny w decyzjach – gdy raz je podjął, były one ostateczne.

Prefekt Kongregacji podkreślił, że najbardziej zapamiętał wspólne podróże z Ojcem Świętym, zwłaszcza na Wschód – do krajów o większości prawosławnej, jak Rumunia, Grecja, Ukraina czy Bułgaria oraz do muzułmańskich: Syrii, Kazachstanu i Azerbejdżanu. Każda z tych pielgrzymek apostolskich była inna, każda miała coś szczególnego, np. w czasie pobytu w Bułgarii papież stwierdził, że nigdy nie wierzył w „ślad bułgarski” związany z zamachem na jego życie w 1981, co przyjęto tam z wielką radością.

„Byłem blisko cierpiącego Ojca Świętego w Meksyku w 2002 r i pamiętam, że jego wyjazd z tego kraju przypominał dawne wyruszenie statkiem w daleką drogę, z której się nie wraca” - wspominał hierarcha watykański.

Kard. Sandri opowiedział też krótko o specyfice pracy swego urzędu, który zajmuje się katolickimi Kościołami wschodnimi. Zaznaczył, że obecnie istnieją 22 takie Kościoły, mające status Kościołów „sui iuris”, tzn. kierujących się własnym ustawodawstwem.

Mówiąc o obecnej trudnej sytuacji chrześcijan w wielu krajach, zwłaszcza Bliskiego Wschodu i islamskich, kardynał zapewnił, że Stolica Apostolska robi wszystko, co w jej mocy, aby bronić ich i upominać się o ich prawa. „Istnieje bowiem obawa, że wyznawcy Chrystusa znikną z tych ziem i byłaby to ogromna strata nie tylko dla Kościoła, ale dla całego świata, bo przecież są oni tam obecni od dwóch tysięcy lat i wnieśli ogromny wkład do rozwoju tych ziem” - powiedział kardynał.

Zauważył przy tym, że Watykan nie ma armii i jedyną bronią i siłą, jaką dysponuje, jest słowo oraz autorytet moralny papieża i Kościoła. „Możemy tylko wzywać do modlitw za naszych prześladowanych braci i siostry oraz rządy państw do poszanowania ich praw. I robimy to często i przy różnych okazjach. Na przykład w swym orędziu na tegoroczny Światowy Dzień Pokoju Benedykt XVI podkreślił, że prawdziwy pokój jest możliwy tylko w warunkach poszanowania wolności religijnej” - dodał kar. Sandri.
kg (KAI Rzym) / Watykan
--
Katolicka Agencja Informacyjna
ISSN 1426-1413; Data wydania: 02 kwietnia 2011
Wydawca: KAI; Red. naczelny: Marcin Przeciszewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz