Za wstawiennictwem Ojca Świętego Jana Pawła II

Za wstawiennictwem Ojca Świętego Jana Pawła II

Postanowiłam napisać do Trybunału w związku z procesem beatyfikacji Jana Pawła II. Powodem jest potrzeba przekazania okoliczności pewnego zdarzenia osobistego, a dotyczącego mojej babci N.N. Zatem poniżej pokrótce scharakteryzuję zdarzenie.
Dnia 14 maja (w sobotę) 2005 roku moja babcia doznała zawału mięśnia sercowego. Wracając z ogródka przydomowego, źle się poczuła tzn. odczuła bardzo silny ból w okolicach serca, duszność. Na tyle źle się poczuła, że nie była w stanie wejść po schodach i dotrzeć do mieszkania, więc zatrzymała się przy drzwiach wejściowych do domu (w którym mieszka kilka rodzin) i tam spotkał ją sąsiad. Zawiadomiono pogotowie medyczne i wkrótce babcia znalazła się w szpitalu w Dąbrowie Górniczej na Oddziale Kardiologicznym (województwo śląskie) - były to godziny wieczorne około godziny
20.00. Ja wnuczka N.N. wraz z mamą dotarłyśmy do szpitala około godziny 21.00. W szpitalu spotkałyśmy siostrę mojej mamy, która oznajmiła, że babcia jest w bardzo ciężkim stanie i aktualnie służba medyczna się nią zajmuje, próbując opanować sytuację. Udałyśmy się do babci, która znajdowała się w pomieszczeniu o zwiększonym dozorze kardiologicznym. Zastałam babcię cierpiącą z ogromnym bólem okolic serca. Po pewnym czasie uzyskałam informację, że prawdopodobnie jest to zawał mięśnia sercowego i są przeprowadzane badania krwi. Około północy zostali wezwani do konsultacji jeszcze dwaj lekarze, celem oceny dalszych działań. Po wyjściu z pokoju, w którym babcia się znajdowała rozmawiałyśmy (wnuczka i dwie córki babci) z lekarzami (była to pani doktor oraz drugi lekarz) z oddziału intensywnej terapii. W tym momencie sytuacja przedstawiała się w ten sposób, że babcia nadal cierpiała i nie występowała poprawa, czy w ogóle jakaś zmiana. W rozmowie z lekarzami wyraziłyśmy zaniepokojenie, że jakby nic się nie poprawia i stan babci się nie zmienia. Odpowiedziano nam, że prawdopodobnie (lub na pewno - tego nie pamiętam szczegółowo) jest to zawał mięśnia sercowego. Zapamiętałam także, że lekarz powiedziała coś o tym, że „enzymy są podwyższone..." W trakcie tej rozmowy spytałam się, jakie są rokowania, i jak pamiętam treść zadanego pytania brzmiała mniej więcej: „Jakie są szanse, że babcia wyjdzie z tego, a w ogóle, czy osoba w tym wieku ma szansę wyzdrowienia"... Zaniepokojenie z naszej strony, bardzo duże ponieważ babcia ma 80 lat i jest osobą bardzo schorowaną (z licznymi rozpoznanymi i leczonymi chorobami, między innymi około 30 lat wcześniej przeszła pierwszy bardzo poważny zawał mięśnia sercowego; trzy lata temu tj. w 2001 roku przeżyła obrzęk płuc, a jej stan wtedy był tak krytyczny, że lekarz w szpitalu zakomunikował, że babcia z tego miejsca już nie wyjdzie; przed opisywanym zdarzeniem leczona była przez neurologa w związku z zaburzeniami depresyjnymi, a także od wielu lat choruje na tzw. rozrostową chorobę krwi i przyjmuje specjalistyczne medykamenty. Jak pamiętam odpowiedziano nam pokrzepiająco, tzn. że owszem i w tym wieku z takich ciężkich sytuacji wychodzi się i należy czekać i mieć nadzieję. Po północy stan babci zaczął się jakby nieco stabilizować, jedynie poważnym problemem przez cały ten czas było to, że babcia nie oddawała moczu - tzn. „nie chciał schodzić mocz". Około pierwszej w nocy ból jakby lekko zelżał i babcia zaczęła mieć z otoczeniem większy kontakt, tym niemniej ustabilizowanie stanu babci trwało kilka godzin. Już po wszystkim babcia mówiła, że nic nie pamięta z tego zdarzenia, a uświadomiła sobie zaistniałą sytuację dopiero na drugi dzień (czyli w niedzielę).

W ten sposób przedstawiały się wydarzenia z soboty dnia 14 maja 2005 roku. W tym miejscu przejdę do kwestii najważniejszej, tej która skłoniła mnie do napisania tego listu. Otóż przez cały czas zdarzenia w szpitalu, jak i później w domu, modliłam się do Pana Boga za wstawiennictwem Ojca Świętego Jana Pawła II.
W dniach następnych babcia szybko dochodziła do zdrowia. Już na drugi dzień tj. 15 maja zjadła skromny posiłek obiadowy i właściwie z każdym dniem stan się poprawiał. Ze szpitala wypisano babcię dnia 23 maja z rozpoznaniem: zawał mięśnia sercowego ściany przedniej, obrzęk płuc, napadowe migotanie przedsionków bloku lewej odnogi pęczka Hisa, niedomykalności mitralnej II oraz kilku innych stanów medycznych (których dokładniejszy opis znajduje się w załączonym tak zwanym wypisie ze szpitala).
Postanowiłam napisać o tym zdarzeniu do Watykanu, ponieważ obiecałam sobie (poinformowałam o tym kilka osób), że jeżeli babcia przeżyje chorobę opowiem o modlitwie do Ojca Świętego Jana Pawła II za życie i zdrowie babci. Po prostu czuję, że jestem to winna. Celowym zamierzeniem było, ażeby ta relacja była w miarę możliwości obiektywnym przedstawieniem zdarzeń, pozbawionym ocen wartościujących. Jednak pragnę zwrócić uwagę na dwie kwestie, które wydają mi się ważne.

Po pierwsze, babcia moja szybko powracała (i nadal powraca) do zdrowia - ze szpitala wyszła po 10 dniach. Sama twierdzi, że w ogóle nie czuje się, jak po zawale mięśnia sercowego i generalnie czuje się dobrze. Na polecenie lekarza nie przyjmuje już leków na depresję, z którą od dłuższego czasu się zmagała i wcale nie czuje się gorzej. Zaś ja obserwuję, że babcia jest radosna, często się śmieje i jest jakby w dobrym stanie psychicznym, a na pewno nieco innym niż przed opisywanym zdarzeniem. Generalnie dostrzegam osobę w podeszłym wieku po zawale mięśnia sercowego, ale jakby stosunkowo silną, mocną i żywotną i aż mi trudno uwierzyć, że tak niedawno była w ciężkim stanie. Obecnie jest ponad trzy tygodnie po zdarzeniu i z babcią jest dobrze, choć oczywiście życie codzienne powoduje, że czasami serce jest nadmiernie obciążone.
Po drugie, pamiętam, że na drugi dzień po zawale babcia w rozmowie stwierdziła, że przed oczyma staje jej „uśmiechnięta twarz" Ojca Świętego. Spytałam, czy ma na myśli Ojca Świętego Benedykta XVI lecz babcia zaprzeczyła i stwierdziła że nie, ale Jana Pawła II (nie pamiętam dokładnie, czy było powiedziane Jana Pawła II, czy też naszego papieża). Druga sytuacja, którą pamiętam miała miejsce podczas odwiedzin w szpitalu. Babcia zapytała: „Co tam w Watykanie słychać?..." Pragnę dodać, że raczej nie rozmawiam często z babcią na temat religii, choćby z powodu niedostarczania nadmiernych emocji, których w ostatnim czasie babcia miała dużo (w grudniu zmarł mąż babci, a mój dziadek).

(Sylwia)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz