Papieżowi Janowi Pawłowi II już Świętemu dziękujemy
Mój wnuk Jakub N., lat 13 zachorował w środę po lekcjach w dniu 6 kwietnia 2005 roku - źle się czuł i w czwartek rano miał 37,5° temperatury i poszedł ze swoją mamą do lekarza. Lekarz rejonowy stwierdził infekcję wirusową, zapisał leki przeciwwirusowe i zalecił łóżko do poniedziałku. Wnuczek, aby nie zarazić siostry Martynki przyszedł leżeć do mnie czyli do babci ze strony ojca. Jeszcze w czwartek specjalnie dużo nie narzekał, raczej się tylko pokładał. W piątek rano 8 kwietnia 2005 r. był zaczerwieniony na twarzy i miał 38,2° temperatury, pomimo że dostawał lek APAP gorączka nie spadała dużo, a po 4 godzinach już było 39,2°. Zadzwoniłam do syna i synowej i zawiadomiłam o tej sytuacji. Pojechali z wnuczkiem o godz. 19.00 do lekarza rejonowego do domu, który stwierdził, że przy infekcji wirusowej taki stan może się utrzymywać 2-3 dni i leków nie zmienił, a dołożył jeszcze jeden, ale nie antybiotyk. Wszystko podawałam i siedziałam przy nim. W czasie pogrzebu Ojca Świętego Jana Pawła II leżał wnuk przodem do telewizora, oglądał pogrzeb. Opowiadałam mu o siostrze Faustynie, o Miłosierdziu Bożym, czytam wyjątki z książeczki „Miłosierdzie Boże nadzieją ludzkości", śpiewaliśmy po polsku Litanię do Wszystkich Świętych - łącząc się ze śpiewem włoskim. W momencie kiedy Włosi krzyczeli „Papież Święty, święty od zaraz", ja modliłam się: Święty Papieżu pomóż mojemu wnukowi i odmawiałam koronkę do Miłosierdzia Bożego oraz Litanię do Miłosierdzia Bożego. W nocy gorączka nie ustawała, co 4 godziny dostawał lek. Nad ranem zaczął wymiotować niewiele gęstą śluzowatą wydzieliną. Dałam mu zaraz lekko osoloną wodę, ale wypił tylko 3 łyżki i zasnął. Rano obudził się znów z wysoką gorączką, poszłam z nim do łazienki go obmyć, ale zaczął wymiotować bardzo gęstą śluzowatą wydzieliną, którą trzeba było rwać rękoma, bo sama nie mogła się wydobyć. Zauważyłam, że wnukowi zmienił się kolor skóry (i tu mnie coś natchnęło) i mówię do wnuka - proszę oddaj mocz i nie spłukuj, babcia zoba¬czy jak wygląda, był ciemnożółty. Dałam mu 3 szklanki lekkiej herbaty, zmusiłam do wypicia, żeby znów oddał mocz, który dziadek zaraz zaniósł do prywatnego laboratorium i poczekał na wynik. Laborantka dała wynik - aceton dodatni i poleciła skontaktować się z lekarzem. Sobota wolna, a lekarz rejonowy kazał
przywieźć do siebie wnuka dopiero o 19.00, a on był coraz gorszy. Zaczęliśmy dzwonić po lekarzach prywatnych, wszędzie cisza. Poszłam do sąsiadki, która podpowiedziała, żeby nie dzwonić, tylko jechać. Wspomnę jeszcze, że w piątek w dzień pogrzebu Papieża Jana Pawła II dziadek poszedł do katedry gnieźnieńskiej pomodlić się i zapalić świece, a rodzice Jakuba razem z jego siostrą Martynką też tam byli się modlić i zapalić świece. Syn z synową pojechali do prywatnego lekarza do domu, który przechodząc, zauważył wnuka w złym stanie, wziął go bez kolejki i dał skierowanie do Szpitala, stwierdzając zły stan zdrowia. Trafił wnuk Jakub do Szpitala, gdzie zaraz został objęty troskliwą opieką ze stwierdzeniem, że stan jest ciężki. Ja zaś w domu z mężem i małą wnuczką Martynką modliliśmy się za niego do Ojca Świętego zmarłego tak niedawno i szukaliśmy siły i pomocy. Wierzymy, że nam pomógł, dał siłę i pomoc i dziękujemy Mu za to jak i lekarzom. Papieżowi Janowi Pawłowi II już Świętemu dziękujemy za wstawiennictwo i nadal modlimy się i odmawiamy koronkę i Litanię do Bożego Miłosierdzia. A nasz Jakub ma się coraz lepiej, przychodzi do zdrowia, chociaż leczenie w Szpitalu będzie dłuższe, bo jest na tle alergicznym. Wiem jedno, że siła wyższa pokierowała mną tak, że zrobiliśmy to badanie, a dalej potoczyło się szybko. Ufna w Miłość papieża i Miłosierdzie Boże.
11.04.2005 r. (babcia Janina)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz