Drogi Ojcze Święty! Ten list piszę do Ciebie, choć Ciebie już nie ma na tym świecie. Jesteś razem z Najwyższym w niebie! Dziś jest wtorek 05.04.2005 r. Mam na imię N.N. i mam 17 lat. Jestem w Ośrodku Wychowawczym w Łagiewnikach, tak blisko sanktuarium Bożego Miłosierdzia.
Moje życie to ciągłe ucieczki, nieustanna walka. W całym swym życiu - choć nie jest ono długie - popełniłam wiele błędów; mój żal do bliskich narastał, a ja pogubiłam się w swoim bólu i zaczęłam ranić innych!
„Jeśli jednak prawda jest we mnie, musi wybuchnąć. Nie mogę jej odepchnąć, bo bym odepchnęła sama siebie...". Te Twoje słowa przeczytałam całkiem niedawno, tuż po Twojej śmierci. Bardzo mnie ujęły, dodały sił. Patrzę, a jestem ślepa. Słyszę, a jestem głucha. To moja odpowiedź, którą kieruj ę do Ciebie z wdzięcznością za to wszystko, co zrobiłeś jako człowiek. Sens tych słów polega na tym, że nie słyszałam dobrych rad, błądziłam, byłam głucha, a jednak Twe słowa usłyszałam... Kocham Cię jak ojca, którego nie miałam; kocham bo chcę kochać i chce pamiętać. Skrobię to na tym papierze, ale i tak żadne słowa nie wyrażą tego, co czuję. Moim marzeniem zawsze było, aby Cię zobaczyć na żywo, jednak to marzenie nie spełniło się. Teraz marzę, aby ten list został przeczytany nad Twym grobem. Kochany Tato, swoim życiem dałeś mi nadzieję na lepsze jutro. Jesteś największym «dowodem», że Bóg istnieje, że istnieje wiara, nadzieja i miłość...
(Karolina)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz